Wiele emocji towarzyszyło spotkaniu Resovii z GKS-em Katowice. Dużo bramek, kiksów, kontuzje oraz ambulans. A wszystko to w niespełna 90 minut.
W spotkanie lepiej weszli przyjezdni, którzy już w 5. minucie wyszli na prowadzenie. Podrażnieni gospodarze ruszyli do ataku, ale bramkarz GieKSy spisywał się bardzo dobrze.
Wyrównanie nastąpiło w 28. minucie za sprawą Marka Mroza. Chwilę wcześniej z powodu urazu boisko musiał opuścić Bartek Jaroch.
To nie był koniec złych informacji dla kibiców i sztabu Resovii. Kilka minut po wyrównaniu stanu meczu, groźnej kontuzji nabawił się Olek Komor, który naderwał więzadła przyśrodkowe w kolanie oraz pechowo spadł na łokieć. Po chwili na murawie pojawiła się karetka i zabrała obrońcę „Pasiaków”.
Sędzia do pierwszej połowy doliczył 6 minut i w tym czasie goście, po błędzie Pindrocha, schodzili do szatni z prowadzeniem 2:1.
W drugiej połowie obydwie drużyny poszły na wymianę ciosów. Trener gospodarzy zdecydował się na bardziej ofensywne zmiany, odświeżając obydwa skrzydła Hilbrychtem i Antonikiem, oraz ściągając Mikulca grającego w środku pomocy, by wprowadzić napastnika – Jakuba Wróbla. Pozwoliło to zagrać Resovii bardziej ofensywnie, ponieważ Marek Mróz cofną się z dziesiątki do pomocy przy Wasiluku, Maks Hebel z wysuniętego napastnika przeszedł w miejsce Mroza, dzięki czemu na szpicy mógł zagrać Wróbel.
Rzeszowianie się nie poddawali, a zmiany, które nastąpiły 8 minut wcześniej, przyniosły efekty, i w 73. minucie bramkę na 2:2 zdobył Kuba Wróbel.
Końcówka zapowiadała się ciekawie, ale u jednych i drugich brakowało skuteczności. Mecz zakończył się remisem 2:2 i był to już 5. mecz Resovii z rzędu bez porażki.