1 lipca 2025 roku, nakładem Wydawnictwa Szara Godzina ukaże się kolejna książka rzeszowianki Anny Ziobro – „,Miłość niczyja”. Już nie możemy się doczekać jej przeczytania, a tymczasem uchylamy rąbka tajemnicy o czym ona jest oraz kim jest jej autorka?
O czym jest najnowsza powieść pisarki?
Akcja rozgrywa się na początku lat 90. Jest początek lat 90. Joanna – z zawodu lekarz pediatra – decyduje się na kilkumiesięczny wyjazd do Bukaresztu, by wspomóc personel miejskiego szpitala. Po przylocie do Rumunii stopniowo poznaje realia i życie w kraju o burzliwej historii, który powoli dźwiga się po obaleniu reżimu Nicolae Ceaușescu. Ludzie borykają się z biedą i niedofinansowaną służbą zdrowia. Problemem są przepełnione sierocińce, niechciane ciąże i nielegalne adopcje. Joanna nawiązuje przyjaźń z dwójką miejscowych lekarzy. Raluca i Andrei odkrywają przed nią swój świat – surowy i pełen dramatów, a jednocześnie fascynujący. Wkrótce Joanna przekonuje się, że miłość ma różne oblicza. Sprawia, że człowiek podejmuje decyzje, o które wcześniej by siebie nie podejrzewał.
Kim jest Anna Ziobro?
Rzeszowianka. Zajmowała się tłumaczeniem i korektą tekstów, a obecnie jest pracowniczką biblioteki. Nie wyobraża sobie życia bez książek. Przygodę z pisaniem rozpoczęła od wierszy. Lubi góry oraz obserwowanie świata i rozmowy z ludźmi, choć ma naturę samotnika. Anna Ziobro i Wydawnictwo Szara Godzina zapraszają do czytania. Powieść „Miłość niczyja” będzie dostępna w księgarniach stacjonarnych i internetowych.
Bardzo się cieszę na wspólną przygodę z Szarą Godziną i na to, że moja dziesiąta – można powiedzieć jubileuszowa – powieść ukaże się właśnie w tym wydawnictwie. To jak otwarcie nowego rozdziału. – Mówi Anna Ziobro w wywiadzie z okazji premiery powieści ,,Miłość niczyja”. Książka ukaże się 30 czerwca.
W czerwcu ukaże się Pani pierwsza książka pod skrzydłami Szarej Godziny – ,,Miłość niczyja”. Czy mogłaby Pani opowiedzieć w kilku słowach o sobie naszym czytelniczkom?
Bardzo się cieszę na wspólną przygodę z Szarą Godziną i na to, że moja dziesiąta – można powiedzie jubileuszowa – powieść ukaże się właśnie w tym wydawnictwie. To jak otwarcie nowego rozdziału. Jeśli chodzi o mnie, zawsze trudniej mi opowiadać o sobie niż o moich książkach. Jestem mamą, żoną, gospodynią domową i staram się łączyć życie prywatne z pracą zawodową i pisaniem. Do niedawna byłam związana z branżą tłumaczeniową, aktualnie jestem pracownikiem instytucji kulturalnej, a konkretnie biblioteki w podrzeszowskim Łańcucie. Oprócz książek kocham górskie wędrówki i nieustannie uczę się czerpać radość z małych rzeczy i nie przejmować tym, na co nie mam wpływu. Choć ta nauka nie przychodzi mi łatwo.
Bohaterka książki Joanna Malicka, trzydziestosiedmioletnia lekarka z Nowego Targu, postanawia zmienić swoje życie… Nie wyjeżdża w Bieszczady, do Francji, Włoch… ale do Rumunii. Czy ten kraj jest Pani szczególnie bliski?
Nie. A raczej nie był, dopóki nie zaczęłam na poważnie pracować nad tą powieścią. Inspiracja przyszła zupełnie przypadkowo i znienacka, ale jak tylko zainteresowałam się tematem, wciągnął mnie bez reszty. Przeczytałam o Rumunii wszystko, co wpadło mi w ręce i ciągle było mi mało. Dlaczego jako kierunku wyjazdu Joanny nie wybrałam Francji, Włoch czy choćby Grecji? W moim odczuciu, to są „oczywiste” kierunki, a ja nie lubię sięgać po oczywiste. Wolę pisać o czymś, o czym jeszcze nikt – lub niewielu – pisało w powieściach.
W Bukareszcie Joanna rozpoczyna pracę w szpitalu w ramach międzynarodowej pomocy humanitarnej. Mierzy się nie tylko z wyzwaniami w nowej pracy, ale też z codziennym życiem w innym kraju. Jak przygotowywała się Pani do oddania rumuńskich realiów?
Tak, jak wspomniałam, czytałam wszystko, co zdołałam znaleźć. Przede wszystkim reportaże opisujące realia Rumunii z czasów dyktatury Nicolae Ceaușescu i po obaleniu jego rządów, ale także książki historyczne, żeby zyskać szerszą perspektywę i lepiej zrozumieć ten kraj. Zawsze mam poczucie, że na temat, który poruszam w danej książce, muszę wiedzieć dużo więcej, niż ostatecznie przeleję na papier. Mówiąc w skrócie, chcę mieć pojęcie, o czym piszę. A tutaj zaczynałam praktycznie od zera, bo Rumunia kojarzyła mi się przede wszystkim z pięknymi i wciąż dzikimi terenami górskimi, wampirem Draculą, biedą i Ceaușescu.
Szczególnie wstrząsające są przypadki małych pacjentów zakażonych HIV i sierot wychowywanych w tragicznych warunkach. To bardzo poruszający wątek w książce. Jakie emocje towarzyszyły Pani podczas tworzenia scen w szpitalach i sierocińcach i skąd czerpała Pani wiedzę na ich temat?
Tak naprawdę od tego wątku zaczęło się moje zainteresowanie tematem Rumunii z lat 90. Zobaczyłam pewne zdjęcie, które było bardziej wymowne niż dziesiątki słów, jeśli chodzi o skutki dyktatury Ceaușescu i jego ideę „zaludnienia” kraju poprzez zmuszanie kobiet do rodzenia kolejnych dzieci, na wychowanie których absolutnie nie było środków. Służba zdrowia sobie nie radziła. Wszelka antykoncepcja była zakazana a za próby usunięcia ciąży – niezależnie od tego, ile dzieci kobieta już urodziła – groziły bardzo dotkliwe kary. Powstał system sierocińców. Władze wręcz zachęcały kobiety do tego, by oddawać do nich dzieci, których same nie były w stanie, nie mogły lub nie chciały wychować. Warunki w tych placówkach były jednak tragiczne. Zgłębiając temat, poprzez czytanie artykułów i reportaży czy oglądanie filmów o tej tematyce, naturalnie byłam wstrząśnięta. Snułam mnóstwo refleksji, dochodząc do jednego kluczowego wniosku – żadne ekstremum nie jest dobre, a radykalizm rodzi radykalne rozwiązania.
Jaką rolę w życiu Joanny odegrała koleżanka z rumuńskiego szpitala, Raluca?
Początkowo Raluca jest swoistą przewodniczką Joanny. Wprowadza ją w świat bukaresztańskiego szpitala, sierocińca i funkcjonowanie w obcym mieście. Z czasem nawiązuje się pomiędzy nimi więź, która pozwala Joannie zrozumieć nie tylko Bukareszt, ale przede wszystkim Rumunów i to, co nierzadko kieruje ich zachowaniami – dla niej niezrozumiałymi. Nie chcę za dużo zdradzać, ale finalnie Raluca odegrała w życiu Joanny ogromną rolę. I vice versa.
W Bukareszcie Joanna poznaje również Andreia. Historia tego rumuńsko-francuskiego lekarza ukazuje dylematy ludzi, którzy musieli opuścić swój kraj, a potem stanęli przed wyborem: zostać czy wrócić… Czy inspirowała się Pani prawdziwymi historiami emigrantów?
Nie inspirowałam się żadną konkretną historią jednego człowieka. Andrei to „wypadkowa” wielu historii, na które trafiłam, czytając najróżniejsze materiały w ramach przygotowywania się do napisania tej powieści. Były wśród nich relacje emigrantów z konieczności i osób, które zaryzykowały życie, byle tylko uciec z Rumunii. Najpierw sama musiałam spróbować ich zrozumieć, żeby później wiarygodnie przedstawić mojego bohatera. Ma on jednak własną, unikatową historię. W podobny sposób „powstała” Raluca.
Mimo różnicy losów i Joanna, i Andrei to ludzie, którzy po życiowych doświadczeniach zbudowali wokół siebie mur. Zaplanowała Pani rozwój tej relacji, czy też pozwoliła jej żyć własnym życiem?
W dużej mierze pozwoliłam im żyć własnym życiem. Zwykle tak wygląda u mnie pisanie, że muszę na wstępie dobrze przemyśleć swoich bohaterów, a potem – przynajmniej do pewnego stopnia – pozwalam im działać. Przez to sama mam dużo frajdy z pisania, bo widzę, jak się rozwijają i w jakim kierunku. Na relację tych dwojga miałam kilka różnych pomysłów i zapewne każdy byłby względnie udany i wiarygodny, ale musiałam pozwolić im dokonywać pewnych wyborów – z konsekwencjami dla całej fabuły.
Nie chcę zdradzać, jak ich historia się potoczyła, ale czy widzi Pani w relacji Joanny i Andreja coś uniwersalnego – coś, co może przemówić do każdego czytelnika, niezależnie od jego doświadczeń?
Oczywiście! Niezależnie od doświadczenia, kraju pochodzenia, sytuacji życiowej, wszyscy mamy pewien uniwersalny zestaw potrzeb i obaw. Potrzebujemy bliskości, zrozumienia. Chcemy kochać i być kochani. A jednocześnie boimy się ryzykować, a w relacji dwojga ludzi niekiedy trzeba zaryzykować wszystko – samego siebie. Dlatego historia tej dwójki, mimo specyficznych realiów, ma uniwersalny przekaz.
Joanna mierzy się nie tylko z trudnymi warunkami w Rumunii, ale też z własnymi ograniczeniami i strachem przed zmianą. Może być inspiracją dla czytelniczek?
Mam nadzieję, że tak! Strach przed zmianą to kolejny uniwersalny element w zestawie naszych obaw. Zmiana często przeraża, bo zmusza nas do wyjścia poza dotychczasową strefę komfortu, jaka by ona nie była. Są jednak pewne okoliczności – rozwód, utrata pracy, strata kogoś bliskiego – które sprawiają, że musimy zamknąć pewien rozdział, by otworzyć następny. W takiej sytuacji znajduje się moja bohaterka. To jest dla niej moment, by postawić wszystko na jedną kartę. Niekiedy to może być najlepsza decyzja, jaką podejmiemy w życiu.
Mam wrażenie, że Rumunia jest nie tylko tłem, jest również bohaterką książki. Czy dzięki pracy nad ,,Miłością niczyją” dotknęła Pani istoty tego kraju?
Dziękuję za to spostrzeżenie. Dla mnie też Rumunia była prawdziwą bohaterką tej powieści – Rumunia widziana oczami Joanny oraz Rumuni, ukształtowani i zahartowani przez swoją historię. Nie wiem, czy udało mi się dotknąć istoty tego kraju, a jeśli już, to raczej jego realiów z końca XX wieku, ale udało mi się stworzyć taką opowieść, która mogła „zadziać się” wyłącznie w Rumunii. Nigdzie indziej.
W rozmowach z Joanną często pojawia się określenie „Asta e” – „Tak to jest”. Czy to rzeczywiście odzwierciedla rumuńskie podejście do życia?
Odzwierciedla to podejście Rumunów z okresu opisanego w książce, kiedy zdążyli przyzwyczaić się do ówczesnego status quo i tracili poczucie, że mogą cokolwiek zmienić. „Tak to jest” w rozumieniu: „musi tak być i nic z tym nie zrobimy”. Wierzę jednak, że przez ostatnich trzydzieści lat wiele się zmieniło i to określenie nie jest już tak popularne.
Czy są jakieś aspekty rumuńskiej kultury, które szczególnie Panią urzekły i chciała je pokazać w książce?
Chciałam pokazać Rumunię nie tylko jako kraj smutnych ludzi, zgnębionych biedą i rządami dyktatora, ale też jako piękny kraj, z zapierającymi dech w piersiach górskimi krajobrazami, malowniczymi zamkami, posiadający wyjątkowe tradycje i bardzo gościnny. W kolejnych rozdziałach „przemyciłam” lokalne potrawy i napoje, a nawet tradycyjny, rumuński taniec. Starałam się oddać ducha tego wciąż chyba trochę niedocenianego przez nas kraju.
Bukareszt bywa nazywany „Paryżem Wschodu”. Warto go odwiedzić i przespacerować się śladami Joanny?
Niebawem wybieram się do Bukaresztu osobiście, nie tylko na kartach książki 🙂 Wtedy będę mogła potwierdzić, ale już teraz jestem przekonana, że tak. Warto go odwiedzić, doświadczyć, poczuć na własnej skórze.
,,Miłość niczyja” – intryguje mnie ten tytuł. Co on dla Pani oznacza? Czy Pani książka to historia dwójki ludzi po przejściach?
Miłość, jeśli nie jest ukierunkowana, jest tylko pustym słowem. Kochanie wszystkich to frazes. Kochanie konkretnej osoby to wyzwanie i jedyna miłość, jaka – w moim odczuciu – ma sens. Ogólnie bardzo lubię nieoczywiste, metaforyczne tytuły, które pozostawiają szerokie pole do interpretacji i dla każdego mogą oznaczać coś innego. Myślę, że również tutaj „miłość niczyją” można interpretować na wielu poziomach. Nie chcę za dużo powiedzieć, żeby nie pozbawić czytelników przyjemności z odkrywania znaczenia tego tytułu.
Pracuje Pani nad kolejną książką?
Jakiś czas temu zmieniłam pracę i teraz mam mniej czasu i przestrzeni na pisanie, ale nowa historia powoli powstaje. Będą to znów dość specyficzne realia, rozbudowany wątek historyczny, a jednocześnie ukłon w stronę współczesności. Mam nadzieję, że do jesieni uda mi się ukończyć tekst i w przyszłym roku powieść będzie mogła się ukazać.
Dziękuję za rozmowę
Magda Kaczyńska