Piotr Witek mieszka w Grodzisku Górnym w powiecie leżajskim. Na co dzień pracuje jako pracownik gospodarczy w hospicjum w Żołyni. Kilkanaście lat temu odkrył w sobie ciekawą pasję, którą kultywuje do dziś. Nie bez małych problemów…
Dwudziestodziewięcioletni dziś Piotr swoją fascynację burzami, niebezpiecznymi zjawiskami atmosferycznymi, które z roku na rok niosą co raz więcej szkód, zaczął mając około 15 lat. Od kilkudziesięciu miesięcy prowadzi profil na Facebooku pod nazwą „Burze Podkarpacia”.
Postanowiłem porozmawiać z pasjonatem pogody, aby dowiedzieć się skąd Jego pasja, jak wygląda „polowanie” na burze i jakich narzędzi używa w jej realizacji.
Dominik Bąk – redaktor: No właśnie Piotrze, skąd taka pasja, ukierunkowana akurat na burze?
Piotr Witek z Burze Podkarpacia: Zacznę od tego że kiedyś panicznie bałem się burz, do czasu, kiedy spotkała mnie właśnie ona, mając wtedy około 14-15 lat. Byłem wówczas na szczycie wzniesienia, gdzie idzie linia średniego napięcia. Jechałem w ten czas rowerem, nie było gdzie się schronić. Postanowiłem przykucnąć w jednym dołku. Po tym wszystkim poczułem pewien instynkt. Kiedy burza już przeszła, zacząłem się zastanawiać jak się one tworzą. Bardzo mnie zaciekawiły te zjawiska. Zacząłem dużo czytać na ich temat…
D.B.: Uczyłeś się sam czy odbyłeś jakieś specjalne kursy, szkolenia?
P.W.: Jestem samoukiem. Zacząłem śledzić burze i je fotografować, działałem wtedy jeszcze sam. Każda kolejna burza ciekawiła mnie coraz bardziej, a jazda rowerem w burze stała się normą.
D.B.: Prowadzisz fanpage na Facebooku, zamieszczasz tam ciekawe materiały. Myślisz, że zjawisko burzy ciekawi także i innych?
P.W.: Po incydencie w 2015 – 2016 roku w formie malowniczego wału szkwałowego w okolicach Rzeszowa, postanowiłem założyć stronę na pod nazwą Burze Podkarpacia. Wtedy nie było takich stron. Na początku strona miała charakter czysto fotograficzny, a z czasem zacząłem wykorzystywać wiedzę, którą przez lata udało mi się zgromadzić.
D.B.: Co masz na myśli?
P.W.: Ciężko mi było żyć bez burz (śmiech Piotra – przyp. redaktor). Człowiek, który panicznie bał się burz, zaczął pisać z innymi ludźmi, którzy nawet podczas burzy potrafili schodzić do piwnicy czy zamykać się w łazience. Po kilku dniach konwersacji moi rozmówcy robili pierwszy krok i podchodzili do okna, robiąc zdjęcia nadchodzącej burzy. Swoje dokumentacje pokonania „lęku” wysyłali także ido mnie, chwaląc się tym. Zacząłem swoją pasją zarażać.
D.B.: Wróćmy do tego jak realizujesz swoją pasję obecnie?
P.W.: Po zdaniu egzaminu na prawo jazdy, zacząłem dosłownie ścigać burze. Dzięki temu, jako jedyny, mogłem ostrzegać ludzi na żywo, czyli dać im obraz i pewność, co się do nich tak naprawdę zbliża. W tym celu wykorzystuję do dziś ideę profilu Burze Podkarpacia na Facebooku. Ludzie zaczęli mi ufać, co przekładało się na statystyki czytelności i reakcji na fanpage`u. Motywacja do działania jest ogromna. W tym roku motywacja była na tyle duża, że strona zaczęła nawet działać charytatywnie i pomagać innym. W pewnym momencie byłem liderem w Polsce pod względem zjawisk meteorologicznych, na dzień dzisiejszy jest to 26 „upolowanych” burz.
D.B.: Wszystko rozumiem, ale zastanawiam się po co Ty ścigasz te burze… Czym za nimi „gonisz”?
P.W.: Radar nie pokaże dokładnie tego, co widzi ludzkie oko. Mój samochód robił bardzo dużo tysięcy kilometrów. Dzięki niemu każdy wiedział, co dzieje się w danej komórce burzowej, a przynajmniej tej, która była najgroźniejsza, bo byłem tam zawsze ja.
D.B.: Właśnie. Zauważyłem, że zbierasz środki na zakup nowego pojazdu.
P.W.: Teraz poprzez częste awarie samochodu musiałem wycofać się z pościgów burzowych, bo nie jestem w stanie kupić kolejnego samochodu. Samochód pościgowy przyciągał dużo ludzi na spotkania charytatywne, które często odbywały się w Leżajsku.
D.B.: Czyli samochód jest niezbędny?
P.W.: W razie zagrożenia każdy będzie mógł tylko przypuszczać co może się stać i nie będzie do końca w stanie się zabezpieczyć lub nawet szybko ewakuować. Strona bazowała na livach, teraz stoi, bo nie mam jak podążać za burzami… Samochód wykorzystywałem także w takich akcjach jak np. „świąteczne paczki dla potrzebujących”, przy zbiórkach charytatywnych czy podobnych akcjach pomocy innym. Czarne „reno” miało iść na złom, ale po tym jak napisałem „RIP” posta, znalazł się miłośnik Meganek z Przeworska i udało się go sprzedać. Jednak za niewielkie, wręcz symboliczne pieniądze.
D.B.: Masz doskonałą okazję wykorzystać teraz moment, żeby zaapelować do naszych czytelników o wsparcie.
P.W.: Pierwszy raz w historii to ja proszę o pomoc. Samochód potrzebny jest mi po to, by nie tylko wjechać w dane zjawisko i sprawdzić co się dzieje, ale również zebrać dane, materiał filmowy, dla wszystkich. Pełni on również rolę schronienia w bliskiej odległości od burzy. Ale samochód to nie tylko jazda za burzami. Jako jedni z pierwszych byliśmy w miejscowościach zalanych przez wodę, na skutek ulew, które przeszły przez Podkarpacie, końcem czerwca br. Chcę, aby przyszły samochód miał specjalne oświetlenie ostrzegawcze, własne źródło prądu, taka jeżdżąca baza meteorologiczna. Nawet najmniejsza wpłata na założonej przeze mnie zrzutce publicznej pod adresem https://zrzutka.pl/svtzvn jest na wagę złota. Nie mogę wziąć kolejnego kredytu, bowiem spłacam jeszcze ten, przeznaczony na zakup popsutego auta. „Wkładałem” w niego wszystkie moje wolne środki.
D.B.: Czy na Podkarpaciu znasz osoby, które mają podobną pasję co Ty?
P.W.: Tak. Razem z innymi kolegami (jest ich dwoje – przyp. redaktor) staramy się robić wszystko, aby informować jak najszerszą grupę ludzi o sytuacji meteorologicznej w naszym województwie. Współpracujemy także z innymi „łowcami burz” z całej Polski.