Przedsiębiorcy – wydawać by się mogło, że przecież zamożni ludzie. Nic mylnego… Podobnie jak my wszyscy, zmagają się z kryzysem gospodarczym, który pogłębia się w naszym kraju.
Pani Justyna – właścicielka renomowanej restauracji z wieloma atrakcjami pod Rzeszowem, Pan Mirosław – właściciel znanej firmy transportowej z Rzeszowa, Pan Konrad – właściciel kilku lokali gastronomicznych na rzeszowskim Rynku (imiona zostały zmienione dla potrzeb artykułu); to m.in. Oni biorą udział w Strajku Przedsiębiorców, organizowanym dziś po raz drugi już w Warszawie. Ostatni miał miejsce dokładnie tydzień temu.
Pomimo, że Rząd Polski wprowadził już trzy ustawy tzw. „tarcze antykryzysowe” przedsiębiorcy martwią się o swoją przyszłość.
Premier Morawiecki co kilka dni „dorzuca” kolejne to aktualizacje specustaw. Dziś przedsiębiorcy mają możliwość starania się m.in. o bezzwrotne pożyczki, kredyty czy zastrzyk dodatkowej subwencji.
Ale według przedsiębiorców pieniądze pieniędzmi, ale cały proces ich uzyskania jest zbyt wolny i bardzo sformalizowany.
„Resztę moich oszczędności wypłaciliśmy naszym pracownikom, sami nie mając już nic na zapewnienie podstawowych czynności naszego prywatnego życia, takich jak zakup żywności, opłaty.” – mówi Pani Justyna.
„Już nie wspominamy tutaj o kosztach utrzymania nie działającego od dwóch miesięcy lokalu” – wtóruje Jej mąż.
Pan Mirosław martwi się za to, że Jego upadającą firma transportowa, bez szybkiego i pilnego zastrzyku gotówki, pogrąży go w długach na lata: „Dostałem tylko potwierdzenie poprawności złożenia wniosku, na pieniądze wciąż czekam” – dopełnia.
Strajkujący, tak jak przed tygodniem, pragną bezpośredniego rozmowy z przedstawicielami Rządu. Czy doczekają się takiej możliwości dzisiaj – bardzo wątpliwe. „Chciałbym zapytać Premiera co mam zrobić? Chcę od poniedziałku – wtorku otworzyć swoje lokale (restauracja, kebab, pub – przyp. Redakcja). Ale za nim to zrobię muszę kupić chociażby składniki potraw czy beczki z piwem.” – mówi Pan Konrad.
Ostatniej soboty strajkujący byli „spisywani” przez służby, niektórzy nawet zatrzymywani do wyjaśnienia. Powiatowa Inspekcja Sanitarna w Warszawie nałożyła też kilkadziesiąt kar administracyjnych, wskazując na „łamanie zasad bezpieczeństwa sanitarnego w czasie stanu epidemii”. Największe kary sięgały 10 tysięcy złotych.
Jak będzie dziś pokaże czas…