Kamil Mazur – na co dzień uczeń Zespołu Szkół Spożywczych w Rzeszowie. Po szkole, a raczej przede wszystkim, również żołnierz 31 Batalionu Lekkiej Piechoty 3 Podkarpackiej Brygady Obrony Terytorialnej. To on, jako jeden z nielicznych zdecydował się opowiedzieć Dyrekcji szkoły, jak wyglądały Jego ostatnie dni, będąc na służbie jako „terytorials”
Prezentujemy oryginalny wpis Kamila zamieszczony (wraz ze zdjęciami) na fanpage Zespołu Szkół Spożywczych w Rzeszowie.
/Pisownia oryginalna/
„Od 27.03 pełnię służbę w Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 1 w Rzeszowie na ul. Szopena.
Moja służba polega na przeprowadzaniu wstępnej kwalifikacji pacjentów na oddziale dializ. W moich obowiązkach jest mierzenie temperatury, wypełnianie dokumentów oraz pomoc pacjentom najbardziej chorym. Służbę pełnię w systemie 10h chociaż z reguły trwa to jednak 12h. Każdy dzień wygląda bardzo podobnie. Pobudka o 5.30, szybkie ogarnięcie się i na szpital. Służbę zaczynamy od I zmiany na stacji dializ (6.50-7.50). Następnie chwila przerwy na śniadanie. Po śniadaniu przechodzimy na Izbę Przyjęć do godz. 10.50. Na Izbie nie jest lekko, trafiają do nas tzw. „trudni” pacjenci. Kończąc na Izbie przyjęć przechodzę na II zmianę na stacji dializ. Kolejny transport pacjentów, wypełnianie dokumentów, mierzenie temperatury oraz pomoc pielęgniarkom z najbardziej chorymi.
Po skończeniu zmiany mam obiad i chwilę przerwy. Następnie powrót na Izbę Przyjęć do godziny 15.50. I taka sama praca jak przed południem. Jak nie ma pacjentów wymagających opieki, pomagamy wozić pacjentów na inne oddziały w celu badań, np. na tomografię. Następnie o 16.00 zaczynamy III zmianę na stacji dializ. Kolejny transport… Kolejne ankiety… Temperatura… I pomoc przy pacjentach. O godz. 17.00 mam planowany koniec dyżuru, lecz w praktyce wychodzi to różnie… Wracam jeszcze czasami na izbę w celu pomocy przy pacjentach, w szczególności jak są to „trudni” pacjenci. Wtedy kończę o 19:00… 20:00, a raz nawet o 3:30 – nie było sensu nawet wracać do domu.
Biorąc pod uwagę ogół obowiązków, to służba nie jest ciężka fizycznie, bardziej psychicznie, choć po całym dniu w maseczce i kombinezonie, czuć niedotlenienie, a pod koniec już trochę głowa boli. Codziennie patrzę na ludzi na dializach, którzy muszą tam być minimum 3 dni w tygodniu, bez dializ oni po prostu „puchną”, a bez dializy i odpowiedniej diety po tygodniu po prostu umierają. Ci ludzie mają bardzo ciężko,
a jednak cały czas chodzą uśmiechnięci, żartują, pytają się jak przebiega służba.
Niestety, w czasie mojej służby odeszło już 3 pacjentów… Rano witasz się z pacjentem, żartujesz z nim, pytasz jak zdrowie… , a wieczorem jest informacja że już go z nami nie ma…
Doświadczenie na Izbie Przyjęć daje mi do zrozumienia jak często ludzie są bezmyślni (pewne okoliczności nie pozwalają mi podać szczegółów). Oczywiście jest to mniejsza grupa osób niż ta, którym potrzebna jest pomoc.
Najgorsze jest podejrzenie COVID-19, wtedy jest ten strach przed zarażeniem, przed kwarantanną… bo kontakt z tym pacjentem się miało. Mamy maseczki z filtrami, rękawiczki i fartuchy chirurgiczne, ale to i tak za mało. Strach przed tym, że można nie wrócić do domu przez najbliższe dwa tygodnie jest najgorszy. Bo nie wiadomo, czy jestem ubezpieczony, gdzie będę mieszkał; nie w domu – ta opcja odpada, bo jest jeszcze rodzina, która musi się utrzymać. Strach towarzyszy nam codziennie, raz bardziej, raz mniej. Czasami o nim zapominamy, lecz na krótko…
Na obecną chwilę u wszystkich badanych wyszły wyniki ujemne… Miejmy nadzieję, że tak pozostanie.”.
Kamilu wielkie słowa uznania! ???